Dziś jest 24 kwietnia 2024 (środa)










 w najnowszym numrze 




Akademia Kryzysowa ZMPD (nr 72)
dodano: 2020-07-09

Prof. Marek Belka podczas Akademii Kryzysowej ZMPD, która odbyła się 1 lipca w formie wideokonferencji, ocenił skutki pandemii COVID-19 dla przedsiębiorców w Unii Europejskiej.

Profesor uważa, że Polska ma szanse wyjść z kryzysu spowodowanego pandemią obronną ręką.
- COVID-19 nadwyrężył gospodarkę niemal wszystkich krajów. Negatywne skutki pandemii odbijają się na każdej dziedzinie, jednym z pokrzywdzonych jest też branża transportu drogowego - powiedział na początku spotkania prezes ZMPD Jan Buczek. - Przedsiębiorcy transportowi są uczestnikiem rynku międzynarodowego, świadcząc usługi dla przeróżnych dziedzin gospodarki. Od tego, jak będzie wyglądał globalny rynek po pandemii, zależy przyszłość przewoźników - podkreślił.

Na początek szybka pomoc
Marek Belka rozpoczął od analizy obecnego kryzysu. W przeciwieństwie do poprzednich został wywołany przez działania rządów. W obliczu niebezpieczeństwa, jakiego wcześniej nie doświadczyły, mogły zastosować tylko zamrożenie gospodarki i przy zachowaniu reżimu sanitarnego czekać, aż sytuacja się poprawi. - Zapewne wielu będzie kwestionować dotychczasowe restrykcje, posługując się argumentami, że COVID-19 nie sieje aż takiego spustoszenia. Gdyby jednak nie te ograniczenia, przebieg pandemii mógłby być o wiele bardziej dramatyczny - zauważył.
Receptą na opanowanie załamania gospodarczego jest udostępnienie jak największych funduszy pomocowych, zarówno dla przedsiębiorców, jak i pracowników, którzy tracą pracę. Służy to pobudzeniu konsumpcji. To ona jest miernikiem skuteczności zastosowanych rozwiązań. - Wszystkich negatywnych skutków nie da się powstrzymać. Pomoc państwa ma złagodzić cios i dać szansę na odbudowę biznesu po przejściu pierwszej fali kryzysu. Rozumiem, że kluczową sprawą dla rządu jest utrzymanie zatrudnienia. Dla ekonomisty w parze z tym idzie konsumpcja. Kryterium jest zatem zachowanie miejsc pracy. Jeśli się to uda, kraje wyjdą z tego mniej obolałe - tłumaczył Marek Belka.
Większość państw, które było na to stać, nie żałowało funduszy, nie licząc się przy tym z konsekwencjami dla budżetu. Ocenia się, że w tym roku, przeciętnie na świecie, tegoroczny deficyt budżetowy wyniesie 10-12 proc., a dług publiczny wzrośnie o 18 proc. W przypadku krajów wysoko zadłużonych, jak np. Włochy czy Francja, taki wzrost obciążeń jest na dłuższą metę dużym zagrożeniem dla finansów publicznych. W Stanach Zjednoczonych jest podobnie, tylko tam nikt nie przejmuje się dyscyplinowaniem gospodarki. - Ruina finansów publicznych jest nieunikniona, ale w pełni uzasadniona - przyznał profesor.

Polska z dobrymi perspektywami
W Polsce najbardziej optymistyczne prognozy zakładają spadek PKB o 3-4 proc., a w wariancie pesymistycznym 4-5 proc. To znacznie lepsze wskaźniki niż przeciętna europejska. - Oznacza to, że mamy dużą szansę wyjść z kryzysu obronną ręką. Nie znaczy to, że się przed nim uchronimy. Jest nieunikniony, ale będzie płytszy niż w innych krajach. Pandemia przebiega u nas łagodniej. Jesteśmy mniej zależni od turystyki, od usług, w których liczy się kontakt między ludźmi - tłumaczył prof. Belka.
Dodał, że działania rządu ocenia pozytywnie. - Co prawda tarcze były dziurawe, nie uwzględniały wielu potrzeb, ale środki pomocowe były znaczące, porównywalne do tych z Europy Zachodniej, uwzględniając PKB. Już pod koniec roku mamy szansę zrównać się z PKB Hiszpanii - porównał profesor.
Krajowe programy pomocowe mogą osłabić konkurencję. Marek Belka zaznaczył, że w Polsce pomoc jest na przyzwoitym poziomie, może nie takim jak w Niemczech, ale nie gorszym niż we Włoszech. - Biorąc pod uwagę inne czynniki, jesteśmy w grupie uprzywilejowanej - stwierdził profesor.
Obudowuje się przemysł przetwórczy, handel zagraniczny, powoli wracają do życia galerie handlowe. Przyszłość ma przed sobą zdalna praca, edukacja i medycyna. Szansą dla Polski jest regionalizacja produkcji i skracanie łańcuchów dostaw. Zdaniem Marka Belki transport drogowy czerpie z dynamiki konsumpcji. Jeżeli jest, to towarzyszą jej produkcja i zamówienia.
Siłą wspomagającą polską gospodarkę są także Niemcy. - To partner handlowy, z którym jesteśmy bardzo związani. Biorąc pod uwagę, że nasz zachodni sąsiad umiejętnie radzi sobie z kryzysem, pozwala nam to spokojniej patrzeć w przyszłość. Te wszystkie atuty powinny się przysłużyć podczas zmagań z drugą falą koronawirusa, spodziewaną jesienią - zaznaczał profesor.
Podkreślił, że gdyby się okazało, że bezrobocie rośnie bardzo szybko i ludzie zaczynają się bać utraty pracy, spowoduje to załamanie konsumpcji. Przed takim scenariuszem konieczna będzie druga faza pomocy, na którą zdecydował się rząd w Madrycie.

Na globalny optymizm jeszcze za wcześnie
Trzeba być świadomym, że działania interwencyjne prowadzone na całym świecie nie wystarczą, by poradzić sobie z wszelkimi bolączkami. Wiele osób straci pracę, wiele firm zbankrutuje, co oznacza, że odbicie w kolejnych miesiącach, kwartałach będzie powolne. W związku z tym efekt gospodarczy koronawirusa będzie długotrwały.
Szansą dla europejskiej gospodarki będzie przenoszenie produkcji z Azji do Europy. Transport drogowy może na tym zyskać. Wiąże się to z rosnącymi potrzebami transportowymi w Europie i jej najbliższym sąsiedztwie.
Profesor przyznał, że wszystkie prognozy są obarczone wielką niepewnością, ale wiadomo jak gospodarka zareagowała w pierwszych miesiącach. MFW przewiduje, że gospodarka globalnie spadnie o ok. 5 proc. Wydaje się niewiele, ale że ostatnimi czasy regularnie rosła o 4 proc., to obniżka wyniesie realnie 10 proc. - Takiego spadku jeszcze w gospodarce nie było. Najbardziej uderzy w kraje wysoko rozwinięte, które mają środki, by przez pierwszą falę przejść, ale potem stosunkowo powoli będą nadrabiać zaległości. W Europie przeciętny spadek PKB ma wynieść ok. 9 proc. - wskazywał profesor.

Europejskie programy
Dużo się mówi o spóźnionej reakcji Unii Europejskiej na kryzys. Profesor wskazał, że od samego początku pandemii UE wdrożyła szereg środków zaradczych: zażądała zielonych korytarzy, by odblokować transport, zwolniła pieniądze ze starego budżetu do dyspozycji państw. Polsce przypadło 30 mld zł na nieodzowne wydatki. Zawieszono wszelkie zasady związane z pomocą publiczną; pozwolono rządom państw, nie bacząc na politykę konkurencji UE, bronić swoich przedsiębiorstw przed wrogimi przejęciami.
Oprócz tego do gry wszedł Europejski Bank Centralny i po raz pierwszy w historii zaczął kupować obligacje prywatnych przedsiębiorstw. Unia uruchomiła 560 mld euro, po części z Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego, oraz 300 mld euro w programie pożyczek (na praktycznie zerowe oprocentowanie) z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Unia zapowiedziała uruchomienie Funduszu Odbudowy o wartości 750 mld euro, finansowanego z pożyczek z rynku kapitałowego i gwarantowanych przez budżet UE, a nie państwa narodowe. Te pieniądze mają być przeznaczone na finansowanie nowych priorytetów, takich jak dekarbonizacja gospodarek, cyfryzacja, wspólna polityka zagraniczna, zdrowotna. Profesor uważa, że przekazywanie tych funduszy do dyspozycji państw musi wiązać się z praworządnością, chociaż zdefiniowanie tej ostatniej jest kłopotliwe.
Podkreślił, że pragnienie integracji jest teraz o wiele silniejsze od głosów krytycznych wobec Unii. - Docenia się pomoc, jaką Europa przeznacza na ratowanie gospodarek. W sytuacji, kiedy narasta konflikt między USA a Chinami, potrzebna jest wspólnota - podkreślił prof. Belka.

Kryzys i Pakiet Mobilności
Prezes ZMPD zaznaczył, że w dotychczasowych działaniach pomocowych UE nie dostrzegała transportu drogowego. - Okazało się, że w pandemii żadne państwo by sobie nie poradziło w walce ze skutkami kryzysu bez transportu - podkreślił prezes Jan Buczek. Wskazał także na nielogiczny upór we wprowadzeniu Pakietu Mobilności. - Dzięki zaangażowaniu Marka Belki, Elżbiety Łukacijewskiej, Kosmy Złotowskiego, Bogusława Liberadzkiego i innych europosłów próbujemy przekonywać do swoich racji - podkreślił prezes ZMPD.
Marek Belka stwierdził, że polscy przewoźnicy przed kryzysem dawali pokaz siły i sukcesu. - Czy komukolwiek 15 lat temu przyszłoby do głowy, że mamy najbardziej dynamiczny transport drogowy w Europie? W pewnym momencie miał on 40 proc. obsługi ruchu kabotażowego w Europie. Trudno zatem się dziwić, że inne państwa próbują osłabić pozycję polskich firm - tłumaczył profesor.
O wiele bardziej od towarowego ucierpiał transport pasażerski, który będzie potrzebował znacznie więcej czasu na odbudowę. Marek Belka zaakcentował, że jedyną mocną kartą, którą Polska gra na forum międzynarodowym, jest sprawna gospodarka. - Zmieniło się postrzeganie Polski przez państwa zachodnioeuropejskie. Musimy być silni w Europie, by nas szanowano. Szkoda, że przysłaniamy ten walor nadmiernym skupieniem na sobie i nie wykorzystujemy atutu, jakim są chętni do pracy ludzie. Nasze miejsce zajmują Rumuni. Jest ich coraz więcej na rynku przewozów. To naród o dużej chęci do pracy - ocenił prof. Belka.

Autor: Adam Mikołajczyk

     
drukuj | powrót »



 
banery reklamowe



(c). 2012 ZMPD. Wszelkie prawa zastrzezone.