We Francji mnożą się napady na polskich kierowców, policja nie reaguje, a polskie służby konsularne nie pomagają. Kierowcy i przewoźnicy są pozostawieni sami sobie. W nocy z 5 na 6 lipca we Francji grupa kilkudziesięciu osób napadła po północy na 3 polskie ciężarówki stojące na parkingu przy autostradzie A81, w pobliżu bramek, 10 km od miejscowości Laval. Napastnicy zignorowali obecność samochodów na rejestracji francuskiej, niemieckiej i włoskiej, natomiast siłą wywlekli kierowców z trzech polskich pojazdów, żądając otwarcia naczep. Rzucili kierowców na ziemię, a sami, uzbrojeni w łomy i siekiery, zniszczyli zamki chłodni i wyrzucili ładunek na parking. Kierowca jednej z firm zdołał uciec i zrobił z ukrycia zdjęcia zniszczonego samochodu i ładunku. Pomimo upływu ponad czterech tygodni francuska policja nie przysłała żadnego protokołu, choć kierowca przesłuchiwany był przez 7 godzin, a firma wielokrotnie kontaktowała się z policją. Natomiast francuskie służby sanitarne chcą obciążyć przedsiębiorstwo Roberta Stępnia, do której należy jeden z zaatakowanych samochodów, rachunkiem za sprzątanie parkingu. Bandyckie napady na polskie ciężarówki Przewoźnik jest oburzony także postawą polskich służb konsularnych, które nie zareagowały na zdarzenie i nie udzieliły poszkodowanym kierowcom żadnej pomocy. To nie jest pierwszy przypadek, gdy polskie samochody są na celowniku francuskich przestępców. Smarowanie samochodów farbą, przecinanie opon, rzucanie butelkami w szyby - takie zdarzenia są raportowane przez polskich przewoźników. Szykany spotykają także te zestawy, które mają plandeki w polskie barwy narodowe. Napad pod Laval jest jednak najpoważniejszym bandyckim aktem. Choć miał miejsce w pobliżu autostradowych bramek, policja przyjechała późno (dopiero w ciągu dnia) i działała powoli. Można zatem podejrzewać, że nie będzie dokładać starań, aby wyjaśnić sprawę i ująć sprawców. Napad wyraźnie nie miał na celu rabunku, ale służył zastraszeniu, ponieważ ładunek nie został skradziony, podobnie jak osobiste rzeczy kierowców. O takim charakterze napadu świadczy również przeprowadzenie ataku wyłącznie na polskie ciężarówki, choć na parkingu stało wiele innych samochodów. Celem tego łajdactwa mogło być przestraszenie polskich kierowców i zniechęcenie przewoźników do wysyłania samochodów do Francji. Polski rząd stanąłby przed poważnym dylematem. Jeden z pragnących zachować anonimowość przewoźników zauważa, że w Polsce mogą działać zgodnie z prawem francuskie firmy i zarabiać miliardy złotych. Co więcej, Polska kupuje francuskie pociągi i śmigłowce, płacąc znów ciężkie miliardy. Dlaczego zatem polscy przedsiębiorcy nie mogą uczciwie, ciężką pracą zarabiać na francuskim rynku? Na taką Unię Europejską się nie zgadzamy – zapewnia. Historia. Francuzi od stuleci zaciekle bronią swojego rynku. Nie jest nowością takie zachowanie Francuzów wobec Polaków. Przypominamy podobny przypadek sekowania polskich przedsiębiorców we Francji, który opisał Wojciech Herbaczyński w książce „W dawnych cukierniach i kawiarniach warszawskich” W 1932 roku przedsiębiorczy Karol Albrecht, właściciel znanej warszawskiej kawiarni „Ziemiańska” postanowił otworzyć filie w Nicei. ”Projektem zainteresował dyrektora Banku PKO, który zgodził się sfinansować przedsięwzięcie. Zorganizowaniem placówki zajął się brat dyrektora wespół z Albrechtem. Kupiono w Nicei plac. Wzniesiono budynek, urządzono piekarnie oraz magazyny i mieszkania dla pracowników. W różnych punktach miasta kupiono dziesięć sklepów, które od zewnątrz jednakowo pomalowano, a wewnątrz jednakowo urządzono i oświetlono. Wyroby przygotowali sprowadzeni z Polski piekarze i cukiernicy. I oto jednego dnia o jednej i tej samej godzinie otwarto wszystkie sklepy. Powodzenie niesamowite! Nicea wówczas miała 200 tys. mieszkańców, nie mówiąc o turystach, których zawsze tu pełno. A pieczywo i ciastka były dobre, co się zowie. Niestety, powodzenie to stało się niebezpieczną konkurencją dla miejscowych piekarzy i cukierników, którzy zastosowali bojkot. Pech chciał, że zbiegło się to w czasie z napięciem w stosunkach polsko-francuskich, na tle spłat zaciągniętych przez Polskę długów za dostarczoną w 1920 roku broń. W tej sytuacji merostwo Nicei poparło bojkot tamtejszych rzemieślników przeciwko polskiemu przedsięwzięciu. Piekarze i cukiernicy francuscy, ubrani w białe fartuchy, wystawili pikiety, nie wpuszczając nikogo do sklepów. Słoneczna Nicea przeżyła sensację, a polska firma bankructwo” – pisał Herbaczyński. autor: Robert Przybylski |