Dziś jest 26 kwietnia 2024 (piątek)










 w najnowszym numrze 




Rosjan nie rozliczono za bezprawne praktyki (nr 75)
dodano: 2020-12-16

Prezes ZMPD Jan Buczek w rozmowie z Robertem Przybylskim ocenia ostatnie wydarzenia i efekt prac Polsko-Rosyjskiej Komisji Mieszanej.

Dlaczego tyle trwało uzgodnienie pomocy dla firm autokarowych?
Trudno mi oceniać działalność rządu, tym bardziej, że mamy do czynienia z bardzo skomplikowaną materią. Społeczeństwo dotknęła niespotykana dotychczas pandemia. Walka odbywa się na wielu frontach: medycznym, społecznym (chodzi mi o pogodzenie społecznych oczekiwań) i gospodarczym. Jeżeli są branże, które zupełnie są zamrożone, to warto o nich pamiętać i nieść im pomoc w pierwszej kolejności. Na bieżąco dostarczaliśmy rządzącym informacji o dramacie przewoźników autokarowych i nie rozumiem, dlaczego wcześniej nie dostali pomocy.

Z powodu pandemii ZMPD domaga się zniesienia zakazu 45-godzinnego wypoczynku w kabinie. Na jakim etapie są prace nad tym wnioskiem?

Oczekiwania społeczne wobec transportu drogowego są bardzo duże. Aby mógł on dostarczyć niezbędne dla społeczeństwa dobra, powinno podejść się bardziej obiektywnie do rozwiązania problemów przewoźników. W warunkach pandemii nie powinno dochodzić do wyznaczania miejsca i warunków wypoczynku kierowcy. Dodatkowo zawarta w Pakiecie Mobilności regulacja dostępu do rynku jest nie na czasie.
Wprowadzone przez Pakiet zasady zagrażają ogólnemu bezpieczeństwu z wirusologicznego punktu widzenia. To niebezpieczeństwo można szybko zmniejszyć, znosząc zakaz wypoczynku w kabinie. Wpłynie to na ograniczenie rozprzestrzeniania wirusa, a zarazem umożliwi świadczenie usług na odpowiednim poziomie i spełni socjalne potrzeby kierowców. Zgłosiłem taki wniosek w IRU. Sekretariat IRU (Międzynarodowej Unii Transportu Drogowego) opracowuje go i prześle do KE z propozycją poluzowania Pakietu w takich obszarach, jak zniesienie obowiązku opuszczania kabiny w celu odbycia 45-godzinnego wypoczynku. Kabina jest dla kierowcy najbezpieczniejszym miejscem.

IRU wskazuje, że pandemia to okazja do cyfryzacji usług transportowych, w tym wprowadzenia e-CMR. Dlaczego cyfrowy list przewozowy nie stał się popularny?

W czasie pandemii zaletą jest brak papierowych dokumentów. Znika wtedy konieczność dotykania dokumentów i przekazywania ich z rąk do rąk. Ale to nie jedyne korzyści z elektronicznych listów przewozowych. Cyfryzacja skraca czas obiegu dokumentów. Niestety są duże opory w różnych państwach, w tym w Polsce. Urzędnicy przywykli, że papier jest materialnym dowodem zdarzenia i nie bardzo są skłonni na odstąpienie od przyzwyczajeń.

Cyfryzacja to także nowy system poboru myta e-Toll w Polsce. Czy prace nad nim idą w dobrym dla przewoźników kierunku?
Moim zdaniem nie, po licznych spotkaniach mam coraz więcej wątpliwości. Ministerstwo Finansów wybrało model zbliżony do węgierskiego, który podlega powszechnej krytyce, jako wadliwe i kosztowne dla przewoźników rozwiązanie. Będziemy zmuszeni do ponoszenia wszystkich konsekwencji wad systemu. Na każdym kroku przewoźnik jest karany za cudze błędy. Znamy technicznie bliźniaczy system, czyli SENT, więc wiemy jak to działa.
Obawiam się, że system będzie nieintuicyjny, nieprzyjazny dla użytkowników. Jedyny nasz sukces to wycofanie się Ministerstwa Finansów z konieczności rejestracji naczep.

Przejdźmy do przewozów na Wschód. Zakończyły pracę komisje dwustronne. Z punktu widzenia polskich firm negocjacje zakończyły się sukcesem?
Rząd, czyli minister odpowiedzialny za transport, ma pełne prawo do prowadzenia swojej polityki. Doskonale to rozumiem, tylko chcemy być świadomi politycznych celów. Tymczasem ta sytuacja przypomina mi chaos. Mam nadzieję, że otrzymamy wyjaśnienie dlaczego takie, a nie inne decyzje podejmuje rząd. Stanowisko środowiska często jest odmienne od ministra odpowiedzialnego za stosunki międzynarodowe, chcemy zrozumieć argumenty rządu. A krytyka przewoźników jest ogromna, natomiast za negocjacje nam się obrywa. Mam nadzieję, że niebawem zostaniemy zapoznani z motywacją strony rządowej.

Jednak dzięki negocjacjom pula zezwoleń rosyjskich, także tych na kraje trzecie, jest większa?

W oparciu o doświadczenia i wiedzę byliśmy przygotowani na taką strategię rozmów, w której zezwolenia rosyjskie są nam niepotrzebne, bo Rosjanie utrudniają nam korzystanie z nich. Często zdarza się, że przewoźnicy muszą zużywać dwa zezwolenia podczas jednego przewozu. Jeśli przewoźnik uznał, że potrzebne jest zezwolenie na kraje trzecie, to i tak przed Moskwą lub Petersburgiem rosyjscy kontrolerzy zażądają zezwolenia dwustronnego. I odwrotnie. O tym zbyt często się nie mówi, to delikatne sprawy, ale przewoźnik dla oszczędności czasu godzi się na bardzo wysoką łapówkę. Rosyjscy inspektorzy zrobili sobie z tego niemałe źródło przychodów. Ta wiedza jest powszechna, ale mimo wszystko naganny proceder kwitnie. Kolejka polskich samochodów nieustannie stoi przed punktami kontrolnymi, gdy rosyjskie auta w ogóle nie są sprawdzane. Kontrole są tylko po to, aby nas permanentnie szykanować. Nigdzie na świecie nie ma zgody na takie postępowanie służb
W związku z tym, skoro nie możemy wykorzystywać zezwoleń, po co nam rozmowy i ustalanie wielkości kontyngentu? Efekt końcowy rozmów daje Rosjanom coraz lepsze warunki, a nas eliminuje z tego rynku Na takich przemyśleniach zasadzała się nasza filozofia negocjacji. Niestety nasz punkt widzenia nie został przez rządowych negocjatorów podzielony.
Nie dość, że Rosjan nie rozliczono za te haniebne praktyki, to jeszcze dano im dodatkową ilość zezwoleń. Ten proceder trwa od dawna i nie widać żadnych szans poprawy. Stąd niezadowolenie środowiska, które jest w pełni uzasadnione.

Rosjanie wynegocjowali nawet dodatkowe zezwolenia na ten rok?
Podniesienie limitu zezwoleń na 2020 rok powoduje, że Rosjanie odbierają rynek naszym przedsiębiorcom. Oni wykonują więcej przewozów, my jeździmy coraz mniej i co gorsza dajemy im dodatkowe zezwolenia. Podwyższmy pulę i nie stwarzamy żadnej presji. Rosjanie wrócą do nas na kolejne negocjacje pod koniec przyszłego roku i znów możemy okazać się w rozmowach słabymi graczami. I znowu damy im kolejne zezwolenia.

Czy nowa polska ustawa o drogach, dopuszczająca pojazdy z naciskiem osi 11,5 tony, rozwiązuje problemy przewoźników z dojazdem do miejsc za- i rozładunku?
Nowelizacja niewiele zmienia, bo samorządy otrzymały prawo decyzji o dopuszczeniu na drogi samochodów normatywnych. Zarazem samorządy nie mają szans na rekompensaty za zniszczone drogi, więc nie wiem, jak to będzie wyglądało w nowej odsłonie. Jeśli pozbawimy się środków z UE, skąd weźmiemy fundusze na naprawy dróg? W przeważającej części były one budowane za pieniądze unijne i z nich też pochodziło wsparcie remontów. Problem będzie dotyczył nie tylko samorządów, ale i budżetu centralnego w związku z zapowiedziami ograniczenia wypłat dla Polski. Czyli musimy czekać na głosownie nad unijnym budżetem. Bez tych pieniędzy czeka nas upadek inwestycji, który pociągnie za sobą mniejsze spożycie i gorsze rokowania dla całej gospodarki.




Zobacz wszystkie artykuły on-line:

     
drukuj | powrót »



 
banery reklamowe



(c). 2012 ZMPD. Wszelkie prawa zastrzezone.